Co na razie mamy:
Fragment 1 dodany przez aaga:
Była cicha i spokojna noc. Światło księżyca rozjaśniało mrok, który panował w lesie. Od czasu do czasu słychać było pohukiwanie sowy, która przysiadła wśród drzew, nieświadoma tego, że tej właśnie nocy miały się rozegrać wydarzenia mające ogromny wpływ na przyszłość. Pomimo spokoju, w powietrzu można było wyczuć coś dziwnego: pewien rodzaj napięcia, oczekiwania. Nieliczni, którym dane było poznać to co jeszcze nie nastąpiło, wiedzieli jak ważne są wydarzenia które miały nastąpić. Pewna zakapturzona postać siedziała przy wejściu do Doliny Upadłych Królów. Nagle ciszę rozdarł ogłuszający ryk. Sowa z przerażeniem zerwała się z gałęzi i odleciała w mrok nocy z dala od źródła dźwięku.
~Zaczęło się – pomyślała postać spoglądając w górę – Mam nadzieję, że mu się uda. Nawet nie wie ile teraz od niego zależy.
W tym samym czasie z zamku w akompaniamencie ryków smoka i pokrzykiwań rycerzy uciekał mężczyzna. Nie był to byle kto, z Camelotu uciekał Balinor – ostatni władca smoków. Jego pobratymcy zostali odszukani oraz zamordowani przez wojska króla. Sam Balinor cudem uniknął śmierci, która nadal mu groziła. Mężczyzna został zdradzony. Jego przyjaciel – Gajusz, przekazał mu wiadomość od Uthera, w której król twierdził, że pragnie zaprzestać prześladowania ludzi i stworzeń związanych z magią. Balinor naiwnie uwierzył w szczerość zamiarów władcy, miał nadzieję, że nareszcie będzie mógł żyć nie ukrywając się. Nie przewidział tego, iż Uther posunie się do złamania słowa honoru, byleby tylko zwabić do zamku i zabić zarówno ostatniego smoka jak i jego władcę. Balinor teraz płacił ogromną cenę za swoją łatwowierność: Kilgarrah został uwięziony, być może nawet już nie żył, a jego samego czekała tułaczka po obcych królestwach, jeśli uda mu się uciec.
Czarodziej biegł przed siebie, nie był nawet pewien czy kieruje się w stronę granicy. Cały czas nerwowo oglądał się za siebie, niestety rycerze nie pozostawali ani trochę w tyle – wręcz przeciwnie, pogoń zaczynała się do niego zbliżać. Prawie stracił nadzieję, ponieważ wiedział, że nie jest wystarczająco potężny aby stawić czoła całej armii Uthera. Nagle poczuł czyjąś obecność. Nie mógł to być zwykły druid, wyczuwał zbyt dużą moc jak na druida. Władca smoków spojrzał w stronę źródła mocy. Faktycznie nie wyczuwał druida, nie był to w ogóle człowiek. Oczom Balinora ukazała się Dolina Upadłych Królów. Mężczyzna poczuł jak w jego mięśnie wstępuje nowa siła, wiedział, że rycerze króla zdrajcy nie odważą się wejść do przeklętego miejsca. Czarodziej miał rację, gdy tylko przekroczył granicę doliny pogoń zatrzymała się niepewna co dalej robić. Ta krótka chwila zawahania wystarczyła Balinorowi, by odsapnąć. Nie był jeszcze stary, ale dawno nie był zmuszany do tak wielkiego wysiłku. Po odpoczynku ruszył dalej przed siebie, już nieco wolniej niż poprzednio. Teraz już wiedział, że zmierza w kierunku małej wioski , znajdującej się w królestwie Lota. Nie było to najlepsze miejsce na azyl, ale teraz nie miał innego wyboru. Kiedy już zdawało mu się, że bezpiecznie dotrze do Ealdoru , nagle zza zakrętu wyskoczył rycerz w czerwonej pelerynie z godłem Uthera. Potwierdziły się jego najgorsze przypuszczenia: pogoń nie odpuściła, rycerze postanowili okrążyć dolinę i dopaść go u jej wylotu. Niewiele myśląc, Balinor ciął rycerza mieczem i rzucił się pędem z dala od doliny, która była teraz idealną pułapką. Niestety coraz więcej czerwonych peleryn ukazywało się na drodze wiodącej do królestwa Essetir. Czarodziej próbował tradycyjnej walki, ale nie mógł się równać z najlepszymi rycerzami w pięciu królestwach. Został kilkakrotnie zraniony, nie były to poważne urazy, ale bardzo obficie krwawiły. Kiedy władca smoków zdał sobie sprawę ze swojej beznadziejnej sytuacji, skupił się na swojej mocy i wysłał potężną falę uderzeniową w kierunku napastników. Ku jego ogromnemu zdziwieniu zaklęcie podziałało i większość rycerzy leżała nieprzytomna. Nie tracąc więcej czasu Balinor najszybciej jak potrafił pobiegł w stronę granic królestwa.
Wędrówka okazała się dłuższa niż przypuszczał, a upływ krwi jeszcze bardziej utrudniał podróż. Było jeszcze ciemno, kiedy dostrzegł zbawienne światła Ealdoru. Ostatkiem sił, powłócząc nogami dotarł na skraj wioski. Wyczerpany podczołgał się pod drzwi pierwszego z brzegu domu i słabo zapukał do drzwi. Był już bliski omdlenia, kiedy drzwi domu się otwarły i na progu ukazała się piękna kobieta, na której twarzy malowało się zdziwienie pomieszane z przerażeniem. Balinor nie był pewien czy istota o dużych błękitnych oczach oraz długich brązowych włosach była prawdziwa, czy był to tylko skutek nadmiernego wypływu krwi. Mężczyzna zmusił się do ostatniego wysiłku i wyszeptał dwa słowa, po których stracił przytomność:
- Pomóż mi .
Fragment drugi dodany przez Ayramia 128 coś tam poprawiłam.. sama nie wiem...
Ślad się urwał.
Pomimo wszelkich starań rycerze Camelotu nie mogli odnaleźć Balinora. A starali się bardzo – każdy wie, jaka kara spotyka tych, którzy nie wypełnią woli króla. Dowódca wiedział o tym aż za dobrze.
Były dwa wyjścia – albo Balinor wykrwawia się gdzieś w lesie i niedługo umrze lub uciekł do sąsiedniego królestwa, gdzie władza Uthera nie sięga, a jego podwładni nie mogą nic zrobić.
Wszystko sprowadza się jednak do jednego: trzeba przekazać Pendragonowi złe wieści.
Zebrał wszystkich w kręgu.
-Nie macie żądnych poszlak? Naprawdę? Czy to było aż tak trudne zadanie? – westchnął
-Śmiało. Wszystko może pomóc… - wiedział, że krzykiem nic z nich nie wydobędzie, ale trudno nie denerwować się, gdy wszystko nie idzie zgodnie z planem.
Zapadła cisza. Dowódca chciał już coś powiedzieć gdy odezwał się najmłodszy z zebranych. To była jego pierwsza poważna misja.
- My.. to znaczy ja i moi kompanii… Prawie złapaliśmy Balinora.. Ale..
A to dobra wiadomość. „Ale”… Zawsze jest jakieś „ale”
-Co ale? – „I to mają być profesjonaliści?” pomyślał Dowódca – Słucham cię.
Młodzieniec przełknął ślinę. Nie wiedział co powiedzieć, a inni nie zamierzali mu pomagać.
-Użył wobec nas magii.. – zwiesił głowę – Ale udało się nam go zranić – dodał.
-Śmiertelnie? – „Boże, co za nieudacznicy..Musze nauczyć ich wymowy…”
-Nie wiem…
-A ktoś starszy wie? – Dowódca miał ochotę wstać i skopać wszystkim tyłki. Ale nie – kontrola nad sobą jest ważniejsza, takie małe sprawy nie mogą go rozpraszać…
„Och, oczywiście. Nikt nie wie!” pomyślał widząc kręcących głowami mężczyzn. Wiadomo.
-Co powiemy po przyjeździe? Hm? – warknął – Że Camelot nie ma dobrych ludzi? Że jesteście nieudacznikami? Co? Cóż, nie pozostaje nam nic innego jak wracać… Ale król nie będzie zadowolony…
Rycerze jechali do zamku ociągając się, najbardziej w tyle pozostawał jednak Dowódca. To on miał zdać raport z wyprawy i nie wiedział co ma powiedzieć. Była to jego ostatnia szansa – wcześniej zepsuł kilka prostych spraw i jeśli zostanie potraktowany surowo nie będzie już mógł obejmować dowództwa w żadnej misji. Starał się myśleć pozytywnie, ale… Wiedział jak Uther traktuje ludzi… Dlaczego akurat dla niego miałby zrobić wyjątek? Może dlatego, że był jednym z najlepszych wojowników? Że służył mu od dziecka? Czy takie rzeczy będą ważne dla wielkiego władcy?
Wątpił w to.
Zamyślania przerwał mu okrzyk „otworzyć bramy”!
Dotarli. Jeszcze nigdy nie był tak zdenerwowany. Nerwowo pociągnął uzdę konia i pognał za innymi do przodu. „Kroczyć dumnie, nie zaglądać innym w oczy, niech nie widzą twojej twarzy..” Powtarzał sobie w myślach, widząc ludzi patrzących z podziwem na niego i jego załogę…
Jak będą wyglądać, gdy dowiedzą się, że zawiódł? Pot spływał mu po czole… Na szczęście było już późno i niewiele osób widziało jego umęczoną twarz.
Jeszcze trochę i ..
-Jak tam? Kolejna udana wyprawa, co? - spytał strażnik wpuszczając go na dziedziniec„
- Tia..Udana.. - odparł, nerwowo przemykając za jego plecami. Zaczął rozsiodływać konia. Wszystkie czynności przeciągał, delektował się chwilą. Bał się spotkania z królem.
Po parunastu minutach spędzonych w stajni był gotowy fizycznie, ale psychiczne wciąż odczuwał niepokój
„To będzie trudna rozmowa” pomyślał kierując się w stronę zamku.
O tym samym myślał gdy wszedł między mury pałacu i gdy zmierzał ku sali tronowej.
Wiedział, że musi być opanowany w czasie rozmowy, więc wziął głęboki wdech i wszedł do środka.
Wnętrze było piękne – wykończone złotem zawijasy, wielkie okna, kosztowne obrazy i miękkie dywany…
Ale Dowódca nie miał czasu podziwiać tego wszystkiego. Jego wzrok był skupiony na tronie, a bardziej na osobie która w nim siedziała.
Sam Uther Pendragon
Dowódca ukląkł i powiedział:
-Królu…
-Witaj Dowódco..Wstań -wykonał polecenie- Masz dla mnie dobre wieści?
Zawahał się. Jakby to powiedzieć?
-Królu mój.. Balinor uciekł – Uh, chyba zrobił to zbyt bezpośrednio. Wyraz twarzy Uthera zmienił się diametralnie. Od spokojnego, ojcowskiego uśmiechu do wściekłego grymasu.
-Jak to : uciekł? Uciekł?! Nie po to wysyłam najlepszych rycerzy żeby taki.. taki.. Prostak! Taki brudny, plugawy mag jak Balinor uciekł! I zaśmiecał moje królestwo!
Co się stało? -ochłonął.
Dowódca wziął głęboki wdech i powiedział tak, jak powinien:
-Podejrzewamy że uciekł w stronę Essetiru. Lub wykrwawia się na śmierć, w co wątpię…
- Wiesz, że to twoja ostatnia wyprawa? - powiedział król spokojnie
Dowódca przełknął ślinę. Tak, był na przygotowany. -Wiem, wasza wysokość.
-A więc odejdź. Może jak będziesz lepiej się sprawował.. A teraz daj mi pomyśleć
Dowódca kiwnął głową i odszedł. Udało mu się. Pomyśli nad dodatkowymi pracami, zrobi trochę brudnej roboty i na pewno… Na pewno z powrotem odzyska swoją pozycję… Na pewno…
Gdy król został sam, wybuchnął gniewem.
- Co jest z tymi ludźmi nie tak! Jedno, proste zadanie! Złapać jedną osobę! Dwudziestu najlepszych rycerzy… Nie! Muszę wyplewić z mojego Królestwa tę magiczną plagę… To posuwa się za daleko! Ale co mam zrobić? Co mam zrobić…
- Może prześpij się, panie- To był Gajusz. Jak zwykle w odpowiednim czasie i chwili.
Uther uśmiechnął się:
-Tylko na tobie mogę polegać w tych ciężkich czasach… Nie dziękuje nie będę dziś spał.. Muszę pobyć sam…