Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale miałam sporo nauki. Nie opisywałam spotkania Merlina ze smokiem, ale jeśli trzeba to dajcie znać i dopiszę
W tym samym czasie w lesie, nieopodal Camelotu, obóz rozbiła eskorta najznamienitszej śpiewaczki w Camelocie, lady Helen. Była noc, rycerze spali przy ognisku które już dogasało, ale lady Helen nie mogła zasnąć. Dręczył ją niepokój, że coś się może stać. Czuła jak niebezpieczeństwo czai się za namiotem. Zwalała wszystko na pełnię księżyca, jednak bała się.
Kiedy ćwiczyła przed jutrzejszym koncertem na zamku, usłyszała szelest liści i czyjeś kroki. Odwróciła się i zobaczyła starszą kobietę będącą już w środku. Chciała zawołać pomoc, ale nie mogła wydobyć słowa.
W ręce kobiety pojawiła się figurka i nóż. Wbiła nóż w figurkę, a lady Helen zabrakło powietrza. Wbiła jeszcze zaraz, tym razem w miejsce serca i śpiewaczka upadła na łóżko. Umarła.
Staruszka stanęła przed lustrem, wyjęła spod peleryny buteleczkę z płynem. Wypiła jego zawartość i zmieniła się w lady Helen. Postanowiła pozbyć się ciała. Owinęła je w materiał i wyniosła z namiotu. Nikt jej nie widział, dlatego, że wcześniej uśpiła wszystkich rycerzy. Dociągnęła ciało lady Helen na górę i zepchnęła w dół po drugiej stronie lasu.
W Camelocie słońce wstało wcześniej niż zawsze. Merlin obudził się z dziwnym uczuciem jakby ktoś go wołał w śnie. Pomyślał, że to tylko sen i nie poświęcał temu zbytniej uwagi. Ubrał się i wyszedł z pokoju, by pomóc Gajuszowi w robieniu mikstury na koszmary wychowanicy króla, Morgany. Gajusz nadal nie mógł uwierzyć w zdolności Merlina, nie dawało mu spokoju jak on to robi. Wypowiada w myślach jakieś zaklęcia, czy siłą woli. Postanowił, że zapyta go oto.
- Powiedz mi chłopcze, w jaki sposób to robisz. Wypowiadasz zaklęcia w myślach?
- Nie znam żadnych zaklęć – wyznał chłopak – Nigdy się ich nie uczyłem.
- To co zrobiłeś? Coś musiałeś!
- Nie wiem, to tak samo z siebie.
- Masz tu lekarstwo dla lorda Orwella i lady Austen. Ale uprzedź lorda by nie pił tego na raz. Zawsze zapomina.
- Dobrze – odparł.
- I pamiętaj Merlinie abyś nie obnosił się ze swoimi zdolnościami.
Nie trzeba mu było o tym przypominać bo aż za dobrze pamiętał wczorajszą egzekucję, której bym świadkiem.
Merlin dał lekarstwa lady Austen i lordowi Orwellowi. Musiał przyznać, że lord był bardzo miłym człowiekiem, chociaż był głuchy jak pień i miał zwyczaj do opowiadania i pokazywania swoich bitewnych ran.
Kiedy już wracał do komanty Gajusza zobaczył rycerzy rzucających do celu. Ruchomego celu, którym był sługa niosący tarczę. Jeden z nich, ten który rzucał krzyczał do służącego aby biegł szybciej.
Merlin patrzył się tej sytuacji z narastającym gniewem. Gdy sługa upadł, a tarcza wylądowała obok Merlina, postanowił zakończyć to.
- Daj spokój. Przyjacielu. Zabawiłeś się już – powiedział do rzucającego.
- Chcemy poćwiczyć z ruchomym celem. Zabronisz nam? – zapytał z drwiną w głosie – A w ogóle czy my się znamy?
- Jestem Merlin – przedstawił się i wyciągnął rękę. Tamten nie uścisnął jej jednak.
- Więc nie znam cię, a mimo to nazywasz mnie przyjacielem.
- Pomyliłem się, nie mógłbym mieć za przyjaciela kogoś, kto znęca się nad innymi.
- Wiesz, że za te słowa mógłbym cię wrzucić do lochu? Albo zakuć w dyby?
- A kim jesteś by mieć takie prawo?
- Synem króla, księciem Arturem. Do lochu z nim – zawołał.
Groźba się spełniła. Merlin trafił do lochu. Przypomniał sobie jak to było kiedy jego koledzy z wioski zamknęli go w piwnicy. Jego i Williego. To wtedy przyjaciel dowiedział się o magii Merlina.
Chłopcy rzucali drewnianymi kopiami w płot. Szybko się znudzili, ponieważ kopie nie wbijały się w drewno, więc w pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, by spróbować rzucić do ruchomego celu. Ich celem stał się Willi i Merlin. Chłopcy uciekali i skryli się w stajni matki Williego. Grupa goniąca ich, postanowiła, że zamknie chłopców by nie mogli się wydostać. Zbliżała się pora kolacji, a wiedzieli jak mama Williego nie lubi kiedy syn spóźnia się do domu.
Willi był zrozpaczony, bał się, że matka będzie się martwić. Wtedy Merlin postanowił pomóc przyjacielowi. Otworzył drzwi i uwolnił siebie oraz przyjaciela. Willi był zszokowany i przestraszony. Merlin nie wiedział wtedy, że nie każdy ma czarodziejskie zdolności. Willi uciekł z krzykiem, a Merlin został nie wiedząc jak zareagować. Po tym wydarzeniu mama zakazała mu pokazywać swoją moc, chcąc uchronić syna przed niebezpieczeństwem.
Po kilku dniach Willi zaczął się z nim znowu bawić, zrozumiał, że nie wolno mu o tym mówić i uznał, iż wspaniałe będzie to, że mają wspólny sekret. Umocniło to ich przyjaźń.
Z wspomnień wyrwało Merlina otwarcie drzwi. Pojawił się Gajusz z informacją, że jest wolny. Widać było, że jest zdenerwowany, zły i zawiedziony.
Gdy wrócili do komnaty Gajusza, Merlin stał przy drzwiach gotowy na wybuch gniewu.
- Użyłem wszystkich moich wpływów by cię stamtąd wyciągnąć – zaczął Gajusz – Czekasz na to, że na ciebie nakrzyczę, każę ci wrócić do domu. Nie będę ukrywać, że zastanawiałem się nad tym, ale nie zrobię tego. Jesteś młody, niedoświadczony, musisz się nauczyć zasad panujących w Camelocie, ale jesteś dobrym, inteligentnym młodym człowiekiem. Idź się położyć, to był ciężki dzień.
Merlin stał i nie mógł w to uwierzyć. Nie było krzyku, gniewu, nic. Zmierzał do swojego pokoju z postanowieniem, że od następnego świtu, będzie się starał nie zawieźć swojego nauczyciela.
- Merlinie- zawołał Gajusz – Dobrze zrobiłeś broniąc słabszego, ale następnym razem staraj się nie prowokować księcia. Śpij dobrze chłopcze – pożegnał się mężczyzna z uśmiechem.
- Dobranoc.
Dzień zszedł Merlinowi bardzo szybko. Pomagał Gajuszowi robić mikstury, uczył się znaczenia ziół i mył podłogę. Po południu Gajusz oznajmił Merlinowi, że chłopak będzie sługą na balu zorganizowanym przez króla. Wiedział, że będzie tam książę i chciał zrobić wszystko by go unikać.
Szło mu to bardzo dobrze. Wdał się w rozmowę z służącą Morgany, Ginewrą i nie zwracał uwagi na księcia. Nie chciał dać się sprowokować.
Pojawił się król, który otworzył bal. Merlin cały czas słyszał słowa króla „… każdy kto stosuje magię, zostanie skazany na śmierć”. Wiedział, że każdy nieprzemyślany krok, każde posunięcie, czyn, może przypłacić życiem.
Nagle pojawiła się lady Helen, która sowim koncertem miała uświetnić bal. Wtedy Merlin zobaczył coś, czego nikt inny nie mógłby zauważyć. Coś co go zaskoczyło. Zamiast lady Helen zobaczył staruszkę z dziedzińca, matkę zabitego mężczyzny. Oczywiście nikt inny jej nie widział, wszyscy widzieli lady Helen.
Zaczęła śpiewać i wszyscy obecni na uczcie zaczęli zasypiać. Merlin zatkał sobie uszy by nie słyszeć śpiewu. Zgasły świece, w sali pojawiła się ciemność, a śpiących biesiadników zaczęły oblekać pajęczyny. Kobieta nie przestawała śpiewać i kierowała się w stronę stołu przy którym siedział król, książę i lady Morgana. Wyciągnęła z rękawa sztylet z zamiarem zabicia Artura. Merlin przypomniał sobie jej słowa wypowiedziane na dziedzińcu.
„Zanim skończy się festiwal, twój syn umrze. Oko za oko, syn za syna”.
Merlin nie wiele myśląc zerwał z sufitu żyrandol który spadł na kobietę. Wszyscy zaczęli się powoli budzić, niestety wraz z kobietą. Uniosła się i wymierzyła nim w księcia. Merlin na tyle, na ile mógł spowolnił lot błyszczącego sztyletu i pchnął następcę tronu w drugą stronę. Sztylet wbił się w krzesło, na którym przed chwilą siedział chłopak.
- Dziękuję ci chłopcze – zwrócił się król do Merlina – Uratowałeś mojego syna. Odwdzięczę się.
- Nie trzeba – powiedział zawstydzony Merlin.
- Uratowanie życia następcy tronu to znak wielkiej odwagi. Proś o co chcesz.
- No… skoro…
- Już wiem w jaki sposób się odwdzięczę – przerwał mu król – Zostaniesz służącym księcia Artura.
Zgromadzeni na uczcie ludzie, zaczęli klaskać, ale Merlin i Artur nie byli tym faktem zachwyceni.
Po skończonej uczcie Merlin udał się do swojego pokoju. Rozmyślał o tym co się stało na uczcie i o dziwny głosie który woła go we śnie. Wahał się z zamiarem powiedzenia o swoich snach Gajuszowi, ale bał się, że go wyśmieje. Nagle do drzwi rozległo się pukanie.
- Proszę – zawołał Merlin.
Był to Gajusz z ogromną księgą. Usiadł na łóżku obok Merlina i patrzył na niego ojcowskim wzrokiem.
- Jesteś bohaterem – powiedział Gajusz.
- Poniekąd. Pewnie ciężko w to uwierzyć. Że ja, nowy w Camelocie zostaje sługą księcia osłów.
- Merlinie skoro jesteś teraz sługą Artura, to powinieneś się hamować. Ale wiedziałem, że jesteś stworzony do wielkich rzeczy. Większych niż bycie sługą.
- Większych? Jeśli większe rzeczy to pomoc w ubiorze księcia i bycie jego ofiarą to chyba lepiej żebym wrócił do domu.
- Sam musisz dojść do tego, co jest Twoim przeznaczeniem, a Artur jest jego częścią. Ja mogę cię tylko naprowadzić, co właśnie robię. Otrzymałem tę księgę kiedy byłem w Twoim wieku. Mi na wiele się nie przydała, ale ty na pewno będziesz miał z niej większy pożytek.
Wręczył chłopakowi ogromną księgę. Merlin zaczął ją oglądać i zauważył, że jest to księga magii.
- To jest to o czym myślę? – zapytał.
- Nie wiem o czym myślisz, ale jeśli pytasz o księgę, to tak, jest to księga magii. Ale musisz jej strzec jak oka w głowie.
- Nauczę się każdego słowa – powiedział chłopak z uśmiechem – Dziękuję.
- Pewnie jesteś już zmęczony. To był dla ciebie ciężki dzień.
- Merlinie, książę Artur cię wzywa – zawołał jeden ze sług.
Merlin westchnął, wyobrażając jak będzie wyglądało jego życie sługi. Nie zapowiadało się kolorowo.
- Powodzenia Merlinie – zawołał Gajusz – A niczego może nie słyszałeś we śnie?
- Tak, słyszałem jak ktoś mnie wołał. Gajuszu co to może znaczyć?
- Sam musisz do tego dojść. Idź, książę czeka.
W taki sposób rodzi się początek wielkiej przyjaźni. Przyjaźni trudnej, ale prawdziwej, kształtującej dwoje młodych ludzi którzy staną się legendą.